Tytuły oparte na znanych licencjach są standardem w branży gier komputerowych, mimo że nie wszystkie cieszą się popularnością i uznaniem, czego symbolem na zawsze pozostanie już gra „E. T.”, która na początku lat osiemdziesiątych okazała się spektakularna porażką, po której deweloper zdecydował się zakopać miliony kopii gry na amerykańskiej pustyni. Gry na licencjach najczęściej były produkcjami, które miały po prostu promować film i trafiać do szerokiej rzeszy graczy – taki „Enter the Matrix” udowadnia, że nie traktowano ich po macoszemu, ale stawiano też na stosunkowo krótkie i skondensowane doświadczenia. Ten trend miał się zmienić pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, kiedy producenci filmowi postanowili zainwestować naprawdę poważne pieniądze w to, by stworzyć ogromne, niezwykłe produkcje w światach wykreowanych już wcześniej w filmach, w światach, w których mogłyby się jednocześnie bawić setki graczy.
Gwiezdne wojny
Uniwersum „Star Wars” od kilkudziesięciu lat pozostaje łakomym kąskiem dla studiów produkujących gry komputerowe. Już w latach dziewięćdziesiątych „Star Wars: The Dark Forces” konkurowało z najlepszymi strzelaninami na rynku z Doomem II na czele, a na początku lat dwutysięcznych podbijało serca nieco bardziej niszowymi tytułami, które były wyśmienitej jakości grami RPG. Nim nastał czas współpracy Disneya z EA, która zaowocowała powstaniem obu równie kontrowersyjnych części serii pod tytułem „Battlefront”, na przełomie dwóch pierwszych dekad XXI wieku producenci Star Wars postanowili porwać się z motyką na słońce, by wyprodukować potężną grę MMO osadzoną w świecie Gwiezdnych Wojen, która nie tylko miała być skazana na sukces, ale i zmieść „World of Warcraft” z tronu niekwestionowanego lidera gier multiplayer.
„Star Wars: The Old Republic” miało w garści dosłownie wszystkie możliwe argumenty, które przemawiały za tym, że projekt faktycznie może się udać. Budżet tego tytułu zamknął się w dwustu milionach dolarów, co było sumą zwyczajnie absurdalną jak na standardy branży gier komputerowych w 2011 roku. Gra otrzymała pełne udźwiękowienie aktorskie w czasach, kiedy standardem byli „niemi” NPC, którzy nie pełnili większej roli w świecie gry. Dysponowała świetną oprawą audiowizualną, a także wielkim, otwartym światem stworzonym z absurdalnym rozmachem, ale przede wszystkim dysponowała tym fascynującym, ukochanym przez miliony fanów uniwersum.
„Star Wars: The Old Republic” nie podbiło jednak serc graczy w takim stopniu, by choćby minimalnie zagrozić wspomnianemu już „World of Warcraft”. Kiedy producenci zdali sobie sprawę z tego, że prawdziwie imperialne plany i założenia spełzły na niczym, gra zaczęła się rozwijać nieco mniej dynamicznie, ale za to bardzo mądrze i efektywnie, by zmaksymalizować zyski i przyciągać konsekwentnie nowych graczy. Symbolem takiego podejścia stało się zrezygnowanie z abonamentu – obecnie „SW: TOR” jest dostępne w wersji free to play, co oznacza, że możemy w tego kosztującego dwieście milionów molocha zagrać całkowicie za darmo i poznać historię, która śmiało dorównuje najlepszym wątkom filmowym. Co istotne, nic nie wskazuje na to, by to miało się zmienić – mimo nowego modelu udostępniania gry zainteresowanym, tytuł konsekwentnie zarabia na siebie ogromne pieniądze, a w 2019 roku EA ogłosiło, że „The Old Republic” przebiło granicę miliarda wpływów, pięciokrotnie zwracając zainwestowany w grę budżet. Zagrać możemy również w obie części „Battlefront”, które zdążyły się już ustabilizować po turbulencjach związanych z kłopotliwymi premierami i obrać kurs na stabilny, pewny rozwój.
Conan barbarzyńca
Innym przykładem gry z ambicjami, która nie stała się ogromnym hitem, ale zaliczyła stosunkowo miękkie lądowanie, jest tytuł znany dziś pod nazwą „Age of Conan: Unchained”, a debiutujący jako „Age of Conan: Hyborian Adventures”. Gra zdumiewała niezwykle wysoką jakością i kreatywnym wykorzystaniem uniwersum znanego doskonale z filmów, ale to nie owocowało rychłymi zwyżkami popularności, przez co tytuł ten stosunkowo szybko zaliczył rebranding, by następnie przejść na hybrydowy model zarabiania, umożliwiając grę również w systemie free to play. Gra zdążyła zebrać kilka mocnych ciosów od społeczności po wprowadzeniu tych zmian, co zaowocowało nieco defetystycznym nastawieniem ze strony producentów i płynnym odsuwaniu się od kłopotliwego MMO na rzecz nowych projektów. „Age of Conan: Unchained” jest dziś dostępne na Steamie i można w tę grę zagrać całkowicie za darmo. Na rynku pojawiła się też gra, którą można określić mianem duchowego spadkobiercy „Hyborian Adventures”. „Conan Exiles” to równie intrygujący tytuł multiplayer, który, w odróżnieniu od poprzednika, kładzie dużo większy nacisk na mechanikę przetrwania w trudnym środowisku mrocznego fantasy.